W niedzielę należy iść do kościoła, rzecz święta. I faktycznie, spełniłem swój Boży obowiązek. Tak jakby. Bo budynek Galerii El to też tak jakby dawny kościół.
Tego dnia właśnie tam, w świątyni sztuki odbyły się warsztaty dotyczące tworzenia instrumentów, wydobywania dźwięków z dostępnych pod ręką, czy nogą przedmiotów. A jakże. Zajęcia poprowadził Arek vel Pasożyt. A jakże.
Krótki wstęp teoretyczno-konceptualny (w formie zdjęć i słów: "a tu macie zdjęcia") i dzieciaki (a było ich trochę) rozpoczęły swój akt (S)tworzenia.
Każdy zainteresowany, gdy stworzył instrument, mógł podejść do mikrofonu
i usłyszeć potencjał dźwiękowy swojego tworu.
Następnie wszystkich zaproszono na koncert. Dla dzieci małych i dużych.
Oczywiście słuchałem muzyki, ale też i podziwiałem sklepnienie budynku.
Po koncercie wyruszyliśmy na Stare Miasto. Z wielkim hukiem. Gdyż wszyscy grali na swoich, głównie blaszanych instrumentach. Ludzie patrzyli się, bo wykonywaliśmy darmową, kocią muzykę.
(A wcześniej powiedziałem Arkowi, że na zdjęciu wyszedł jak Gargamel)
Więc dotarliśmy do pomniku Piekarczyka, lokalnej atrakcji. Symbolu Elbląga.
Udekorowaliśmy go instrumentami, niczym choinkę w Boże Narodzenie. Szkoda, że nie było śniegu. Ale byli za to Niemcy. Zaatakowała nas wycieczka, a przewodnik, zaskoczony naszą obecnością i tak udekorowanym Piekarczykiem, mówił, jak to turisten fotomachiren.
Następny dzień rozpoczął się tradycyjnym spóźnieniem Arka. Załoga była trochę sfrustrowana "nieogarnięciem" kapitana. Czułem bunt na pokładzie.
Gdy wreszcie Pasożyt się pojawił, zaczęliśmy robić kolejne meble. Albo grać w piłkę.
I nawet zrodziła się pewna idea: skoro tak dużo chłopaków chce grać w piłkę, to zrobimy treningi. Takie, jak mają codziennie zawodnicy profesjonalnych drużyn. Rano i wieczorem.
Więc zaczeliśmy robić manekiny, albo atrapy zawodników.
Takie słupki do mijania.
Treningi rozpoczynamy od jutra. Chyba zostanę trenerem. Wreszcie doświadczenie z Football Managera na coś się przyda.