A swoją drogą dlaczego "DWUdnik"? Ponieważ z jednej strony jestem zbyt leniwy, by prowadzić "Dziennik", a co DWA dni (albo rzadziej) to takie optimum. Z drugiej strony, zdecydowanie wolę takie tytuły. Takie spontaniczne.


środa, 10 lipca 2013

Dwudnik pokładowy. Dzień 7

Dzień 7
Pasożyt wysysa siły witalne. Fakt. Nawet powoli tracę poczucie czasu. Rano, południe, wieczór - wszystko jedno. Byle tylko nie padało.
Chyba klimat się zmienia. Kiedyś, w lipcu, jak świeciło słońce, to tak świeciło i w lipcu, i w sierpniu, i nawet we wrześniu. Żadna kropla wody nie raczyła spaść z nieba. Teraz to zupełnie inna bajka: jak jest kilka dni ze słońcem to znak, że niedługo o szyby będzie deszcz dzwonił, deszcz dzwonił, wcale nie jesienny. A nawet gorzej: te krople wody swoim waleniem będą przypominały pociski, wystrzeliwane z karabinu maszynownego (na filmach gangsterskich sceny strzelania przez szyby są takie poetyckie...)
Działo się dużo, ale głównie była praca fizyczna. Na początku nawet myślałem (bo jak wtedy szedłem na skwer, to tak z daleka wyglądało), że będzie jakieś malowanie na gigantycznym płótnie. Może da Vinci, albo Goya. Albo coś bardziej współczesnego. A to były tylko i deski. Wystarczyło wbić je w ziemię (a najpierw trzeba było wykopać doły, co wydawało się bardzo proste, ale takie nie było), a na górze przywiązać plandekę. No i tyle. Cała konstrukcja została oparta na drzewie.

Tu miejsce na zdjęcie, ale go nie ma, a jak będzie, to będzie
po prostu.
 
To jeszcze nie ten DOM. Ma to być altanka.
Nie chce mi się mówić, że jak zwykle były momenty, w których przenosiłem się w świat mitologii greckiej (a konkretnie do słów: "Na początku był Chaos"). Już wiem, którzy spośród mniejszych i większych dzieciaków są "ogarnięci" i pomagają. A którzy robią zamieszanie. Przez taką wrzawę, na przykład, tak jak dzisiaj, dochodzi do słownych pojedynków ze starszymi paniami.
Na szczęście obyło się bez ofiar.
 
Otrzymałem zadanie: nakręcić film z dzieciakami.
Coś już jest. Arkowi i Oli
[bo przecież zapomniałem powiedzieć o Oli <i o wielu innych>, studiuje rzeźbę i nam pomaga]
pomysł nawet przypadł do gustu.
Teraz scementować pomysł - napisać zarys fabuły/potem scenariusz - zrobić testy z kamerą. I znów czas mnie przekręci przez maszynkę dwudziestu czterech godzin.
Takie Barańczakowskie zakończenie.
 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz