A swoją drogą dlaczego "DWUdnik"? Ponieważ z jednej strony jestem zbyt leniwy, by prowadzić "Dziennik", a co DWA dni (albo rzadziej) to takie optimum. Z drugiej strony, zdecydowanie wolę takie tytuły. Takie spontaniczne.


wtorek, 2 lipca 2013

Początek. Dwudnik pokładowy. Dzień 1 i 2.

No tak. Jak tu zacząć "Dwudnik pokładowy"? Szczególnie, gdy nie ma statku , którym trzeba wypłynąć w rejs. Szczególnie, gdy nie ma kapitana.
Aczkolwiek jest taki jeden Kapitan, lecz ma wiele imion. Arek, Pasożyt. Dla mnie jest po prostu
Artystą.
Artystą, które ma jedno marzenie: wybudować dom. Od zera.
Oczywiście wszystko wcześniej zostało ustalone, zaplanowane i rozrysowane. Koncepcja, cele priorytety przedstawione. Pozostało już tylko działać. Dla naszego Kapitana!

Dzień 1
Wyruszyliśmy o świcie. To znaczy o godzinie 11. Pierwsze rozpoznanie terenu: bloki, niedaleko szkoła, boisko, plac zabaw. Z pewnością mieszkali tu ludzie.
Oczywiście zanim wybuduje się dom, to trzeba było pozytywnie nastawić okolicznych mieszkańców do tego projektu. Żeby nie pomyśleli, że przyjechał artysta nie wiadomo skąd, by postawić jakąś willę dla swojej cyganerii.
Dlatego Artysta postanowił, że "chętnie pomoże". Chętnie pomoże zrobić zakupy, ugotować obiad czy pomalować pokój. I przy okazji porozmawiać. Nawet o sztuce współczesnej.
Ale najpierw ulotki. Trzeba było je rozdać, żeby ludzie o wszystkim się dowiedzieli. Artysta robił to sprawnie, a co najważniejsze: skutecznie.
Kilka ulotek, plakatów plus muzyka puszczona z laptopa i od razu wzrost zainteresowania. Podchodzili ludzie starsi, rodzice z dziećmi. Tak.
Zwłaszcza dzieci.
W pewnym momencie zleciała się tak duża grupa, że trzeba było z nimi zagrać w nogę. I po raz pierwszy dała o sobie znać kondycja. Jak się nie jest po drodze ze sportem, to nic dziwnego, że potem są mdłości i inne niespodzianki.
A Artysta dał mi przykład. To nie tylko malarz, doskonale operujący słowem mówionym, ale też i niezły piłkarz. Biegał, strzelał, strzelał, biegał aż miło.
Nie pamiętam jaki był wynik. Ale chyba wszyscy wygraliśmy. I czułem, że coś zaczęło się dziać. I tu wcale nie chodziło tylko o to, że słońce wyszło zza chmur.

Dzień 2
Paradoks pogodowy polega na tym, że jednego dnia świeci słońce i jest zimno, a drugiego, deszcz leje się z nieba strumieniami i jest jak w saunie. Na nieszczęście, dzień postanowił mnie przywitać na ten drugi sposób.
W dodatku trzeba było zająć się dzieciakami. Artysta musiał stoczyć ciężki bój z kamerami i dziennikarzami. Pewne było, że wróci z tarczą, jednak nieuniknione było spóźnienie.
Dzieciaki chciały zagrać w nogę, więc zagraliśmy. No i po chwili znów się rozpadało...
Oczywiście dzieciaki nie mogły doczekać się Artysty, lecz jak już się pojawił, to radości nie było końca.
Więc zaczęliśmy szukać materiałów potrzebnych do budowy i wyposażenia domu. I odkryliśmy prawdziwe skarby: od desek, kocy, po krzesła. Później dzieciaki skombinowały łóżko (!), a ktoś (widocznie zainteresowany tym, co się wokół działo) proponował nawet lodówkę (!!!). Kilka przydatnych rzeczy znaleźliśmy też w pobliskim parku.
Podchodzili kolejni ludzie, pytali się o co chodzi, oferowali swoją pomoc. Zamieszanie było wielkie.
Chyba dzieciaki podzielimy na jakieś grupy. Tzn. jedna, młodsza będzie się bawiła, a druga, starsza, będzie nam pomagała przy budowie domu. Teoretycznie ma to sens...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz